Specyfikacja



Wyjście liniowe:

  • SNR 106 dB A-Weighted
  • THD+N 0,00045%, 1 kHz, 2 V rms, A-Weighted
  • pasmo przenoszenia 5 Hz – 100 kHz, -1 dB, (-0,003 dB przy 20 Hz, -0,007 dB przy 20 kHz)
  • impedancja 50 Ohm

Wyjście słuchawkowe:

REKLAMA
final

  • SNR 106 dB A-Weighted
  • THD+N <0,1%, 20 Hz – 20 kHz, 4 W, 20 Ohm, A-Weighted
  • pasmo przenoszenia 5 Hz – 100 kHz, – 1 dB (-0,03 dB przy 20 Hz, -0,07 dB przy 20 kHz)
  • impedancja 3 Ohm
  • moc wyjściowa 4 W @ 20 Ohm

DAC i AMP:

  • DAC TI5102A, odbiornik XMOS
  • 16-32 bit, 44.1 kHz – 192 kHz (352,8 kHz, 384 kHz wspierane na MACu)
  • podbicie 0 dB/10 dB/ 20 dB
  • wzmacniacz klasy A, single-ended

Brzmienie



Platforma testowa

  • Słuchawki: AKG K612 Pro, AKG K551, Shure SRH1440, Focal Spirit Professional, Philips Fidelio X2, Brainwavz HM5, Philips SHP9500, Takstar Pro 80
  • DAC/AMP i wzmacniacze: ODAC i O2, AIM SC808, Beresford Bushmaster MKII, Heed Canamp II, Beresford Capella, Meier Audio Corda Classic, Projekt Nostromo X1
  • DAP: iBasso DX90, Astell&Kern Junior
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Profigold Sky, Klotz
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24 bit, DSD oraz nagrania binauralne

deckard
Deckard nie należy do urządzeń, które „czarują” brzmieniem. Nie ma tutaj wyjątkowego nasycenia, ocieplenia, przyciemnienia, podbijania basu i innych modulacji. Producent postawił na brzmienie bliskie neutralności, lekko przechylone w stronę jasności. Nie jest to efektem wyostrzenia sopranu, lecz wyraźnej, obecnej wyższej średnicy. To nie sprzęt, który wygładza brzmienie, słodzi i zaokrągla, a podaje dźwięk bliski surowemu. Dźwięk odpowiada więc jego stronie wizualnej. Nie jest to surowy klocek aluminium, ale nie został mocno obrobiony. To dobra analogia, brzmienie również ma pewne zabiegi odróżniające go od typowego, nudnego i liniowego dźwięku, ale daleko mu to typowo audiofilskiego grania. Można więc liczyć na rozdzielcze, analityczne i bezpośrednie brzmienie, mocno rysowane i bezwzględne.

Audeze Deckard jako DAC/AMP

Bas nie jest jednak chudą, punktową kreską. To niskie tony z masą, wypełnieniem, dociążeniem, ale też dynamiką i sprężystością. Nie jest chudo, anemicznie i sucho, dół jest szybki, zwarty i kontrolowany, ale nie ma wrażenia jego zduszenia. Jest liniowy, nie podbija subbasu, ani nie wypycha średnich i wyższych niskich tonów. Pozostaje szczegółowy, ale nie w pełni analityczny. Kontrabas, gitara basowa, sample sprawiają przyjemność, ale pozwalają też na śledzenie każdego szarpnięcia struny. To bardzo selektywne brzmienie dołu, bez zlewania się. Nawet wyjątkowo szybka praca palców basisty nie powoduje, że sprzęt się zgubi, a dźwięk zleje w całość i zacznie buczeć. Jest więc wiernie, bezpośrednio, bez tanich trików w postaci ocieplania czy podkreślania któregoś pasma. Bardzo mi się to spodobało, to fajny konsensus pomiędzy suchym brzmieniem studyjnym, a konsumenckim podkoloryzowaniem. Dla przykładu, wspinający się po skali basista wyciąga coraz wyższe, bardziej punktowe dźwięki. Gdy schodzi niżej, bas nabiera masy, ciężaru, zwalnia. To więc rozdzielczy bas, sprzęt radzi sobie z jego różnym brzmieniem, techniką grania, charakterem instrumentu i realizacją. W wielu DAC/AMP-ach bas brzmi na jedno kopyto, jest tak samo napompowany, bez względu na inne czynniki, podczas gdy Deckard robi basem bardzo dobrą robotę.

Średnicę odbieram jako neutralną z naciskiem na bardziej studyjny, analityczny aspekt dźwięku. Nie jest to środek ciepły, w pełni naturalny, koloryzujący. Z tego powodu mocne jest pasmo wyższej średnicy – Deckard nie słodzi, nie łagodzi, nie wygładza i nie zaokrągla dźwięku. Średnica po prostu jest surowa, nie przechodzi żadnego liftingu. Nie jest też wyprana z kolorów, sucha – nasycenie barw jest adekwatne nagraniu, nie jest po prostu wzmacniane. To wierne brzmienie środka, bez audiofilskich zabiegów, tego wspominanego „czarowania” dźwiękiem. Dekard pozostawia to słuchawkom i to od nich w tej kwestii wszystko zależy. Jeśli mają mocną wyższą średnicę, to może stać się szorstka, kłująca, nieprzyjemna – trąbka zakłuje uszy, gitara zabrzmi zbyt ostro, a akcentujący talerz perkusyjny będzie irytował, co było słyszalne na kilku słuchawkach. To raczej strojenie pod ciemniejsze słuchawki, gęstsze w średnicy, takie które bardziej akcentują niższe jej rejony. W innym przypadku nie będzie tak przyjemnie, ale nie ma też tragedii – fani neutralności, mocno zarysowanej średnicy, znajdą to w Deckardzie. To nie dźwięk dla szukających „magii”, ocieplenia, przyciemniania, zagęszczania średnicy, a jak najmniejszej ingerencji w dźwięk przy zachowaniu muzykalności.

Moim zdaniem jasność dźwięku Deckarda wynika bardziej z mocnej wyższej średnicy, a nie podbicia sopranu. Na jasnych słuchawkach góry jest sporo, te bardziej neutralne i ciemniejsze są przejrzyste i klarowne, ale nie słychać tutaj wyostrzenia, szalejącej sybilizacji, chłodu, cyfrowości. Sopran jest również trzymany „za rogi”, podobnie jak bas. Robi on swoje, selektywnie oddaje każde uderzenie talerza, cyknięcia sampli, prezentuje klarownie średnicę, nie przygasza wokali, nie przyciemnia dźwięku. Nie ma jednak takiej krystaliczności jak przetworniki z Sabre’em na pokładzie, tej świeżości, czystości, swobody. Według mnie nie jest idealnie rozciągnięty, bas wydaje się być bardziej kompletny niż góra. Ta ostatnia jest jasna, ale jakby lekko ograniczona gdzieś na skrajach. To też przyczyna muzykalności sprzętu, mimo dosyć jasnej, klarownej sygnatury, jednak „nie zabija” sopranem. Trafiam często na sporo jaśniejszy przekaz sopranu, wyostrzony, cyfrowy i bardzo szybko wybrzmiewający, czego brak w Deckardzie.

Scena wydaje się faworyzować głębię, a wręcz lekko cofać scenę w okolice ramion. Szeroko brzmiące słuchawki zyskują na głębi. Przekaz przestaje być tak rozrywany na kanały, a zapełnia się w płaszczyźnie przód-tył. Nie słychać ograniczenia w wysokości sceny, do tego separacja jest bardzo wyraźna, a napowietrzenie dobre. To jednak mała scena – pierwszy plan jest bardzo blisko, sporo instrumentów trafia w głowę. To nie sprzęt, który usilnie wyrywa dźwięk poza głowę, choć nie znaczy to, że Deckard nie potrafi ulokować źródeł pozornych poza obszarem czaszki. Instrumenty skrajnie przesunięte w stereo znajdują się poza głową, ale blisko, a do tego słychać jakby ich przybliżenie w okolice ramion. Deckard brzmi dla mnie łukiem, z zagięciem bardziej z tyłu głowy, tak jakby otaczał słuchacza, lokując go gdzieś w środku muzyki. Urządzenie nie symuluje brzmienia sprzed linii twarzy, priorytetem jest bezpośredni dźwięk, ale w sumie przydałoby się żeby pierwszy plan był trochę dalej, bo bywa natarczywy.

Audeze Deckard i współpraca ze słuchawkami

Krótka piłka: to nie sprzęt pod jasne słuchawki z wyjątkowo mocną wyższą średnicą i sporymi brakami w niskich tonach. Będzie zbyt szorstko, ostro, a wyższe średnie mogą zacząć się zlewać i szeleścić. Dlatego Shure SRH1440 to nie kompan Deckarda, tyczy się to także AKG K612 Pro, które były trochę za chude, a pod względem średnicy zbliżyły się do Q701, a są przecież od nich łagodniejsze. AKG mogą się jednak spodobać fanom bardzo mocnej i twardo rysowanej średnicy – jazz brzmiał na nich wyjątkowo wyraziście, chociaż trąbka potrafiła męczyć (tyczy się to także Philipsów SHP9500). O dziwo, także Brainwavz HM5 się nie dogadały – wyższa średnica okazała się także za ostra dla gitar elektrycznych, dęciaków.

Nie dotyczy to jednak wszystkich słuchawek. Focale lekko się z Deckardem przymgliły i – o dziwo – uspokoiły w wyższej średnicy, ale to słuchawki, którym często trudno dogodzić, nie zawsze dogadują się z teoretycznie synergicznym sprzętem. Bardzo dobrze było z Philipsami Fidelio X2, gdzie mocniejsza średnica się przydała, ale wyższe pasmo także się rozjaśniło, za to sopran brzmiał mniej cyfrowo. Bas był świetny, kontrolowany i sprężysty, dynamiczny i zwarty. AKG K551 dociążyły się w basie, zabrzmiały gęściej, soczyściej. Miały większego kopa w basie, życia i dynamiki, zabrzmiały dużo bardziej muzykalnie i rozwinęły skrzydła – to zaskakująco dobre połączenie. To samo tyczy się Takstarów PRO 80 – tutaj góra potrafiła przyciąć, ale rozdzielczość, klarowność średnicy i dynamika oraz sprężystość basu, robiły bardzo dobre wrażenie.

Audeze LCD-2 ze skórzanymi padami zostały przetestowane na Deckardzie z dwoma przewodami – ze standardowym i przewodem PlusSound Audio X8. Uważam, że Deckard to łakomy kąsek dla posiadaczy LCD-2 – słuchawki stają się bardziej klarowne, jaśniejsze, ale nie ostre. Wyrównują się, ale dalej brzmią wyrazistą, mocno rysowaną średnicą. Nie ma też odchudzenia i wyprania z barw, co przybliża lekko LCD-2 do stylu LCD-3. Jeśli doda się do tego lepszy przewód, to efekt jest świetny – brzmienie gładsze, czystsze. Bas jest rewelacyjny, bardzo sprężysty, zwarty i gęsty, ale też dynamiczny. W tym “dwójki” przybliżają się do “trójek”, które mają bardziej rozbudowany bas, ale dalej nie tak głęboki. Mocy nie brakuje, często najwyższe podbicie okazuje się być zbędne. Jedynie nie ma zmian w scenie, dalej jest klimatycznie, gęsto i kameralnie. Deckard jako DAC/AMP zgrał się z LCD-2 lepiej niż kombinacje z Meierem Corda Classic w roli wzmacniacza.

Łączyłbym Deckarda ze słuchawkami mocno nasyconymi, o wyraźnym basie, faworyzowaniu niższej średnicy. Generalnie ciemniejsze brzmienie powinno współpracować z Deckardem bardzo dobrze. W przypadku jasnych słuchawek również może być dobrze, ale ostrzejsze realizacje muzyki mogą brzmieć nieprzyjemnie. Niestety dominują u mnie raczej równe lub jaśniejsze słuchawki. Podejrzewam, że Deckard to rzeczywiście bardzo dobre strojenie pod pozostałe słuchawki Audeze, czego zresztą – patrząc na markę – można było się spodziewać.

Audeze Deckard jako wzmacniacz i przedwzmacniacz

Poziom brzmienia jako DAC/AMP oraz wzmacniacza i przedwzmacniacza jest zrównoważony, to nie urządzenie z którąś funkcją na doczepkę. Zazwyczaj zintegrowany przetwornik pozostawia wiele do życzenia, ale tym razem było dobrze. AIM SC808 jako źródło lub ODAC, dały bardzo podobną sygnaturę. ODAC był trochę jaśniejszy w sopranie (ale miał niższą rozdzielczość basu, nie był tak precyzyjny i kontrolowany), AIM SC808 (sterowniki WASAPI) zabrzmiał szerzej, trochę łagodniej w wyższej średnicy (było bardziej gładko) – dociążenie było podobne, ale bas ponownie nie tak idealnie zwarty, jak ze zintegrowanego DAC-a. Różnica była jednak mniejsza niż w brzmieniu z ODAC-a. Bushmaster Beresford MKII dał już mocniej dociążone, twardsze brzmienie z pewnym akcentem w sopranie – tutaj scena była najszersza. Deckard jako wzmacniacz dobrze reaguje na charakter źródła, oferując dobre rozdzielczość i dociążenie.

Heed Canamp II to cieplejszy wzmacniacz, mocniej zarysowany w niskiej średnicy, bardziej ziarnisty i „analogowy”. To bardziej klasyczne, mocniej dociążone w midbasie brzmienie. Heed jest bardziej naturalny, charakterny. Wzmacniacz Deckarda należy raczej do tych mniej ingerujących w brzmienie, polegających bardziej na przetwornikach. Meier Audio Corda Classic to brzmienie gładsze, mniej dociążone, szersze i jakby swobodniejsze. W Deckardzie słychać pewne zdyscyplinowanie, Meier jest swobodniejszy i jakby bardziej klarowny, nieingerujący w brzmienie, polegający bardziej na przetwornikach. Meier Audio Corda Classic to brzmienie gładsze, mniej dociążone, szersze, głębsze i swobodniejsze w scenie. W Deckardzie słychać pewne zdyscyplinowanie, lekką ciasnotę. Meier jest bardziej otwarty, niewymuszony, buduje większy dystans do pierwszego planu, zarówno na boki, jak i tył-przód, a towarzyszy temu więcej powietrza niż w Deckardzie. Beresford Capella to lżej brzmiący przetwornik z lekkim ciepłem na średnicy, bardziej naturalne zrównoważenie, gdzie Deckardowi bliżej do neutralności.

Przedwzmacniacz oferuje podobne brzmienie do funkcji DAC/AMP. Nie ma tutaj niespodzianek, jedynie bas wydaje się być masywniejszy, jakby podkreślony w midbasie. Z zewnętrznymi wzmacniaczami da się też osiągnąć szerszą scenę.

Podsumowanie



Deckard został wyceniony przez producenta na 699 dolarów. W zamian otrzymuje się bardzo dobry DAC/AMP, przedwzmacniacz i wzmacniacz. Mocy jest dużo, brzmienie rozdzielcze i dociążone – kontrola i zróżnicowanie basu robią wrażenie. To muzykalność w formie neutralnej, bez suchego, surowego grania. Jednocześnie pasmo wyższej średnicy jest wyraźne, bez zabiegów upiększających. Zmniejsza to trochę pulę współpracujących słuchawek, ale wydaje się być dobrą opcją do wielu “planarów”, w tym oczywiście Audeze.

Przydałaby się jednak szersza scena oraz trochę więcej powietrza. Sprzęt raczej nie poprawi aspektu przestrzeni w Audeze LCD-2 i LCD-3. Szkoda też, że wykonanie nie jest najwyższych lotów, ale to bez wątpienia bardzo dobry DAC/AMP.


rek

dla Audeze Deckard

Zalety:
+ ciekawe wymiary (niska bryła), pancerne wykonanie
+ prosta i wygodna obsługa, bardzo dobre pokrętło głośności
+ trzy funkcje o zrównoważonym poziomie
+ dużo mocy w trzech stopniach podbicia
+ dociążony, sprężysty i wzorowo kontrolowany bas, płaska średnica, klarowna, ale nie wyostrzona góra, bezpośrednie, bliskie brzmienie
+ dobra głębia sceny


Wady:
– przeciętna obróbka krawędzi blach (ostre i szorstkie)
– trochę zbyt toporny design (szczególnie przy słuchawkach Audeze)
– pewne braki w szerokości sceny, napowietrzeniu, wyższa średnica może być za mocna, lekki szum na skutecznych słuchawkach
– „niebezpieczna” kolejność stopni podbicia

Sprzęt dostarczył:


SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
hifiman

5 KOMENTARZE

  1. Z racji tego, że nie ma tutaj zdjęć środka informuję, że w środku siedzi ALPS RK27 jako potek.
    A sam dac to malutka płytka, niewiele większa niż pudełko zapałek (dodatkowy moduł), sam dac to taka typowo budżetowa konstrukcja, których pełno u chińczyków w niewielkich cenach. Zresztą kto widzi PCM5102A to od razu wie, że szału nie może być.
    Sam wzmacniacz w środku ma opampa wlutowane w podstawkę, którym pewnie można by manipulować.
    Sam wzmacniacz w środku nie jest szczególnie zaawansowany, wręcz jest prosty, ot stopień zaawansowania niewiele wyższy niż w klonie Lehmanna czy innych chińskich cudach jak JHL.

    Piszę to dlatego, że pewnie niebawem pojawią się klony tego wzmacniacza (bo jest prosty jak budowa cepa) i nie ma co się napalać, szczególnie, że w środku też jakaś wyszukana elektronika nie siedzi. Biorąc to wszystko pod uwagę to uważam, że sprzęt jest zdecydowanie za drogi (co najmniej o 200 dolarów).

    Gdyby ktoś szukał zdjęć to znajdzie takowe w google grafika.

  2. https://pbs.twimg.com/media/CHL_hNwVAAAp1aC.jpg

    Chodzi o to foto, pomijając zwiększoną ilość tranzystorów itp. to stopień skomplikowania tego wzmacniacza to typowy klonik Lehmanna.
    Nie żeby to źle świadczyło, ale cena jest trochę z dupy, za 700 dolców są sprzęty jak Aune S16 i są w środku zaprojektowane lepiej i korzystają z lepszej elektroniki.

    Wspomnisz Macieju moje słowa, chinole to sklonują raz dwa, tak jak Lehmanna, wzmacniacze Beyerdynamica, Krella itp.

    Mi generalnie nie przeszkadza, że taki sprzęt jest, ale od Audeze oczekiwałbym więcej, bo 700 dolców to u nas grubo ponad 3000zł z podatkami, a to pułap dość zaawansowanych konstrukcji o większych możliwościach.

  3. Posiadajac ten wzmacniacz oraz LCD-2F uwazam ze jest prawdopodobne ze doszlo do jakiegos defektu sprzetu albo w sluchawkach albo we wzmacniaczu lub na polaczeniach bo stwierdzaja panstwo ze „Sprzęt raczej nie poprawi aspektu przestrzeni w Audeze LCD-2″…

    To jest najbardziej ewidentny i natychmiastowy aspekt ktory sie po prostu stwierdza w LCD-2F przy tym wzmacniaczu… scena jest wieksza i to nie jest zadna subtelnosc ale duzo wieksza scena. Tego nie da sie nie uslyszec a wiec pozostaje jakis problem techniczny.

    poza tym ten wzmacniacz mozna zecenzowac w dwoch liniach :
    – jezelis masz jaiegokolwiek sluchawki oprocz Audeze, to za ta cene znajdziesz duzo lepiej
    – jezeli masz audeze lcd 2F to ten wzmacniacz/dac wygrywa ze wzmacniaczami/dac za 5-6 tys zl, czyli trzeba wydac jakies 8 tys aby miec lepiej… kupowac wzmacniacz za 8 tys do sluchawek za 3 tysie nie ma sensu.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj