Synergia pomiędzy odtwarzaczem i słuchawkami to jedna z najważniejszych rzeczy w przenośnym audio. Zorloo postanowiło rozwiązać ten problem. Jak?

Pomysł jest dość prosty – po co konsument ma się zastanawiać, jak dane słuchawki zabrzmią z konkretnym telefonem, skoro całą elektronikę odpowiedzialną za brzmienie można przenieść do słuchawek? Zgodnie z tym pomysłem, otrzymaliśmy pierwsze na świecie (jak reklamuje producent) słuchawki dokanałowe ze zintegrowanym układem DAC oraz wzmacniaczem – Zorloo Z:ero, wyceniane na 39 dolarów.

Wymóg jest tylko jeden – posiadanie źródła (telefonu, tableta czy komputera) z portem micro-USB typu B oraz obsługą USB OTG (On The Go).

 

Wyposażenie



Słuchawki zapakowane są w mały, zgrabny kartonik z kilkoma grafikami przedstawiającymi słuchawki oraz podstawowe informacje z nimi związane. W środku umieszczono krótką instrukcję, kartę gwarancyjną oraz same słuchawki wraz z akcesoriami w postaci:

REKLAMA
fiio

  • niedużego, sztywnego etui,
  • trzech par silikonowych nakładek w rozmiarach S, M oraz L,
  • przejściówkę z micro-USB na USB typu A (standardowe złącze do komputera).

 

zorloo
zorloo
zorloo
zorloo
zorloo

 

O ile dwie pierwsze pozycje z powyższej listy są typowe i dobrej jakości, to ciekawsza jest przejściówka. Pozwala ona na podłączenie Z:ero do komputera, a po takim zabiegu pojawia się w systemie nowa karta dźwiękowa, dzięki czemu można normalnie korzystać z opisywanych słuchawek. Mam jednak zastrzeżenia co do spasowania przejściówki z wtykiem słuchawek – po ich spięciu pozostaje około 2-milimetrowa luka, przez co ma się wrażenie, że wtyk nie został dociśnięty do końca.

 

Wykonanie i ergonomia



Słuchawki prezentują się estetycznie, bez zbytniej ekstrawagancji ani popadania w nijakość. Do wyboru są wersje czarno-złota oraz czarno-czerwona.

Aluminiowe kopułki korzystają z dość powszechnej i komfortowej formy. Na obudowie widać 2 otwory wentylacyjne, jeden na końcu obudowy, drugi pod tulejką. Służą one wzmocnieniu basu oraz chronią przed efektem driver-flex, czyli nieprzyjemnym odgłosie „strzelającej” membrany, który w przypadku niektórych dokanałówek pojawia się podczas ich wkładania do uszu. Minusem jest jednak przeciętna izolacja od otoczenia, która wymusza głośniejsze słuchanie na zewnątrz. Na dole kopułek umieszczono aluminiowe wyprowadzenie przewodów, szkoda jednak, że nie zastosowano elastycznych odgiętek, które w większym stopniu chroniłyby kabel przed uszkodzeniami mechanicznymi.

zorloo
zorloo
zorloo

 

Sam przewód sprawia solidne wrażenie – ma odpowiednią grubość oraz samą teksturę izolacji, jednak jest nieco zbyt sztywny. Z powodu tej ostatniej cechy przydałby się w zestawie klips do ubrań, co zauważalnie zwiększyłoby komfort użytkowania oraz ograniczyło efekt mikrofonowy. Ten ostatni nie jest nadzwyczaj uciążliwy, ale jednak stale obecny. Ze względu na niedostateczną giętkość oraz spory ciężar przewodu, Z:ero mogą wysuwać się z kanałów usznych w czasie bardziej intensywnego ruchu, czemu wspomniany klips również by zapobiegł.

Wtyk micro-USB to prosta końcówka, nieco bardziej narażona na uszkodzenia od tej kątowej. Z tego powodu również przy niej mogłaby się znaleźć elastyczna odgiętka. Tej jednak brak i trzeba polegać głównie na sztywnej izolacji.

 

zorloo
zorloo

 

Najciekawszą rzeczą, jest jednak serce Z:ero, które umieszczono w pilocie. O ile z zewnątrz to dość duży, ale jednak standardowy pilot z kontrolą mediów, to w środku znajduje się zarówno DAC, jak i wzmacniacz Wolfsona (konkretnego modelu nie podano) sterowane przez procesor Cortex-M3. Zorloo podaje następujące dane techniczne:

  • impedancja: 32 ohm,
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz,
  • stosunek sygnału do szumu (SNR): 96 dB,
  • współczynnik zawartości harmonicznych (THD): 0,02%,
  • moc: 27 mW,
  • obsługa sygnału do 16-bit/48 kHz.

 

zorloo
zorloo

 

Moc 27 mW to więcej niż to, czym dysponuj znakomita większość dostępnych na rynku odtwarzaczy mp3, więc można spodziewać się dwóch rzeczy: dobrej kontroli nad dźwiękiem oraz sporej głośności. Tę ostatnią można regulować dwustopniowo, zarówno ze strony źródła, jak i za pomocą pilota (w skali od 0 do 15).

Szumy własne zastosowanej elektroniki są niskie i dają o sobie znać tylko przy wyłączonej muzyce lub bardzo cichym słuchaniu w godzinach nocnych. Co ważne, Z:ero są odporne na szumy generowane przez źródła zewnętrzne. O ile mój komputer mocno “sieje” brudem przez USB, tak ze słuchawkami Zorloo nie było z tym najmniejszego problemu.

Minus? Zasilanie jest pobierane ze źródła. W przypadku Samsunga Galaxy S6 baterii ubywało szybciej o około 4 punkty procentowe na godzinę, zatem pozostawienie Zorloo wpiętych na całą noc może się skończyć całkowitym rozładowaniem smartfona, szczególnie, że ciągle pobierają one prąd niezależnie od tego, czy coś gra, czy nie.

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj