Specyfikacja



Philips Fidelio M1 to:

  • słuchawki nauszne o konstrukcji zamkniętej,
  • przetwornik 40 mm,
  • impedancja 16 Ohm,
  • pasmo przenoszenia 15 Hz – 24 kHz,
  • maksymalne obciążenie 150 mW,
  • skuteczność 106 dB.

Impedancja i skuteczność gwarantują łatwe napędzenie słuchawek. Przetwornik jest typowych rozmiarów, spodziewać by się można czegoś mniejszego, 40 mm to właściwie standard dla słuchawek stacjonarnych, znacznie większych niż M1, choć dzięki temu brzmienie będzie silniejsze, a przestrzeń większa niż w słuchawkach z mniejszymi przetwornikami.

REKLAMA
final

Brzmienie



Odsłuchów Fidelio M1 dokonałem na kilku zestawach, między innymi:

  • stacjonarnie ODAC i O2 (neutralne, niepodkoloryzowane i swobodne brzmienie),
  • stacjonarnie FiiO E17 (bliskie neutralności, skonkretyzowane i bezpośrednie),
  • przenośnie na Sandisk Sansa Clip+,
  • przenośnie na Samsung R1.

Do odtwarzaczy przenośnych podłączałem również FiiO E12, flagowy wzmacniacz producenta o ciepłym, analogowym brzmieniu. Ponadto posłużyłem się wzmacniaczem FireStone Audio Firefly mini+, który będzie bohaterem jednej z przyszłych recenzji. Kablami połączeniowymi były produkty Forza AudioWorks z serii Copper. a słuchawki zostały przed odsłuchami wstępnie wygrzane. Odsłuchiwałem na M1 wiele gatunków muzycznych w różnych formatach, stratnych i bezstratnych, zaś bezpośrednie odniesienie stanowiły Sennheisery HD 25-1.

Tak jak się spodziewałem M1 mają zdecydowanie przyciemnione i ciepłe brzmienie – stylistyka wizualna słuchawek pasuje do dźwięku. Philipsy nie mają bezpośredniego brzmienia, nie są hiperczytelne, ani szczegółowe. Mają jednak jedną cechę, która obraca tę kwestię w korzyść – są szybkie i dobrze kontrolowane.

Niskie tony są kształtne, masywne i mocne, potrafią zejść naprawdę nisko, czysto i płynnie, bez buczenia i gubienia. Oczywiście nie jest to bas punktowy, ma ciężar i rozmiar, ale pozostaje bardzo dobrze kontrolowany i potrafi przekazać poprawnie nawet lżejsze brzmienie niskich tonów, kontrabasu lub gitar basowych o delikatniejszym zabarwieniu. Sprawdza się to świetnie w wielu gatunkach, ale szala przechylona jest w stronę rozrywki i koloryzacji, a nie wierności i analizy – to bardzo przyjemne brzmienie niskich tonów, zadziorne, szybkie i lekko mroczne.

Średnica zaakcentowana jest w niższych rejonach – męskie wokale brzmią trochę lepiej niż damskie, które są jakby bardziej oddalone. Świetnie wybrzmiewają instrumenty dęte, gitary i perkusja troszkę gorzej, ale czytelność i kontrola pasm jest odpowiednia – bas i niskie średnie nie zaleją pozostałych pasm. Średnica ma pewne zabrudzenie, nie jest to sterylna i cyfrowa maniera, jak w wielu słuchawkach z drugoplanowym środkiem – ma charakterek.

Soprany są zdecydowanie wycofane, drugo- albo nawet trzecioplanowe, co nadaje brzmieniu mroku, przyciemnienia. Wszelkie akustyczne przeszkadzajki, talerze, akcenty są wycofane, ale nie zmiękczone.

Scena faworyzuje głębię – słuchawki brzmią z lekkiego dystansu, dobrej szerokości, ale instrumenty rozkładają w jej niedoświetlonej głębi, nie są podawane na talerzu. Często stanowią tło, które przyjemnie wychwytuje się z tła. Nie ma pomiędzy nimi dużej ilości powietrza, potężnych dystansów, ale separacja, mimo przyciemnienia i zabrudzenia brzmienia, jest dobra – słuchawki są bliżej całościowego brzmienia, niż pojedynczej ekspozycji instrumentów.

M1 brzmią bardzo rozrywkowo, niezwykle muzykalnie i angażująco. Nie jestem fanem ciemnego brzmienia, ale słuchało mi się ich bardzo przyjemnie – głównie elektroniki, metalu i muzyki rockowej, w jazzie było troszkę za ciemno.

Słuchawki zdecydowanie najlepiej brzmią na neutralnych i jasnych źródłach, te ciemne lub faworyzujące niską średnicę nie będą dla nich dobrymi kompanami. Na O2 i ODAC zabrzmiały jaśniej i z mocniejszym basem niż FiiO E17, ale brzmiały na nim również nieźle – podobnie będzie na FiiO E10 i E07K. Świetnie zgrały się z Samsungiem R1, również wspieranym przez E12, gdzie zabrzmiały jaśniej, bardziej płytko na basie, ale brzmienie stało się bardziej jazzowe. Clip+ lekko słuchawki uśpił, uspokoił – korzystne było podbicie sopranów w korektorze.

HD 25-1 w porównaniu do M1 brzmią zdecydowanie równiej i bardziej analitycznie, z mniejszą, monitorową sceną, znacznie bardziej zaakcentowanymi sopranami (które nawet potrafią zasybilizować) i nie tak napompowaną niższą średnicą. Rozdzielczość jest większa w HD 25-1, które jednak nie brzmią tak muzykalnie jak mroczne M1. Jeśli już porównywać do serii HD 25 Sennheisera, to HD 25 SP mają więcej cech wspólnych z M1, ale są jednak bardziej dojrzałe, mniej koloryzujące brzmienie.

Fidelio bliżej do Sennheiser Momentum – oczywiście w kwestii sygnatury brzmienia, a nie jego jakości. Momentum grają z większym rozmachem, rozdzielczością – swobodniej i znacznie bardziej uniwersalnie, z bardziej adekwatnym basem i bardziej efektowną sceną. Momentum nie są tak mocno przyciemnione jak M1, ale fani takiej ekspozycji polubią także Philipsy.

Wnioski



foto

Fidelio M1 to bardzo ciekawy produkt, który spodoba się fanom ciepłego i przyciemnionego przekazu, czyli wszystkim, którzy nie lubią ostrych i jasnych słuchawek, a w zamian chcą brzmienia mocniejszego i bardziej masywnego. To również świetne słuchawki, obok innych słuchawek typu prestiżowego portable. Chętnie przyznałbym im rekomendację, ale są nieco zbyt drogie. Właściwie najkrótszą recenzją tych słuchawek byłoby zdanie: „Fidelio M1 brzmią tak, jak wyglądają” i jest w tym dużo racji.

Zalety:
+ efektowna stylistyka
+ bardzo dobre wykonanie
+ bardzo dobre przyciemnione brzmienie o przyjemnym basie


Wady:
– przydałoby się jednak troszkę więcej sopranów, czytelności brzmienia
– nie najwygodniejsze

Sprzęt dostarczył:


Sprawdź aktualne ceny

REKLAMA
fiio

2 KOMENTARZE

  1. Posiadam słuchawki od kilku miesięcy więc mogę dorzucić coś od siebie na ich temat. Co do konstrukcji i stylistyki – słuchawki są solidne, trzymając je w rękach nie ma się wrażenia że zaraz się rozpadną 🙂 wykończenie jest na wysokim poziomie, aczkolwiek jest jedna wada, która strasznie mnie irytuje. Zarówno w jednej jak i drugiej słuchawce, na krawędziach poduszek puściło łączenie, które musiałem sklejać już kilkukrotnie. Oryginalny klej jest dość słaby, a zakładki na tyle małe, że wytrzymałość tego elementu jest dość niska.
    Oprócz tej wady, nic nie stuka, nie lata, wszystko jest bardzo dobrze spasowane. Można się co najwyżej przyczepić kabla, który jest bardzo sztywny (bo opleciony materiałem) i przez to nieco niepraktyczny.
    Z upierdliwości, przynajmniej w moim przypadku, bo mam sporą głowę, można jeszcze wymienić to, że przy dłuższym słuchaniu w miejscu gdzie pałąk opiera się o głowę, zaczyna ona po prostu boleć. Pałąk jest metalowy i posiada jedynie obicie z ekologicznej skóry, a to najwidoczniej za mało.
    Regulacja wysokości jest bardzo dobra, odpinany kabel również się przydaje – nie raz już zaczepiałem gdzieś kablem i gdyby nie to, to słuchawki leżałyby na ziemi.

    Co do dźwięku to wydaje mi się, że jest nieco przebasowiony, bardzo ciepły, dlatego lepiej używać je z jasnymi źródłami. Bas nie jest punktowy i czasami dominuje nad pozostałymi pasmami, ale taki urok tych słuchawek. Mi po przesiadce ze starych, jasnych słuchawek, przypadł do gustu charakter tych Philipsów. Czuje się w nich ciężar muzyki. Totalnie nie nadają się natomiast do muzyki klasycznej itp, w której bas zabija całą resztę.
    Słuchawek używam głównie jako portable i do tego celu nadają się wyśmienicie. Dość dobrze wygłuszają otoczenie, niestety kosztem tego, że mamy w nich efekt kroków. Nie mają też wielkich wymagań co do źródła. Pewnie trzymają się na głowie, jednak latem mogą być uciążliwe, bo grzeją uszy.

  2. Jak się cieszę że znalazłem tą stronę! Świetna robota!
    Od 7 lat posiadam identyczne odczucia co do tych słuchawek i to mi pasuje!
    Jednak nadszedł czas na zmianę… porównywałem dzisiaj Fidelio m1 z Bose QuietComfort 45 oraz Fidelio L3.
    QC45 wydawały mi się jakieś przytłumione, wokale nie wyraźne a za to niskie tony wyraźniejsze.
    Chodź zdecydowanie najwygodniejsze z wymienionej trójki, nie odpowiadają mi do końca pod względem doboru barwy dźwięku.
    Natomiast Fidelio L3 nie zaskoczyły mnie, od razu poczułem się „jak w domu” ciężka metalowa konstrukcja ponownie uciskała głowę, barwa zdecydowanie podobna (chodź wyraźniejsza, bardziej stanowcza niż M1, i zdecydowanie bardziej stanowcza niż QC45).

    Barwa ma dla mnie naistotniejsze znaczenie, nie umiem powiedzieć czy bardziej stanowcze brzmienie L3 bardziej odpowiada mi niż M1, jednak na pewno konstrukcja nie jest tak wygodna jak QC45…

    Marzy mi się posłuchanie jeszcze Bose QC 700 (dorwe je pewnie w jakimś media markcie niedługo), chodź nie najładniejsze mogą okazać się wyborem najbardziej trafionym.

    Pozdrawiam Serdecznie! Świetan robota! Bardzo miło się czyta

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj