Ergonomia



Nie mogę narzekać – słuchawki są zdecydowanie wygodne, ale podobno świeże charakteryzują się zbyt wysokim naciskiem. Pady mieszczą swobodnie całe ucho, są głębokie i przyjemne w dotyku. Pałąk jest sprężysty i giętki, zapewnia idealny nacisk na głowę – nie sprawia dyskomfortu, a opaska w dolnej części dobrze leży na głowie i nie uciska. Słuchawki trochę ważą, ale ciężar został rozłożony bardzo dobrze – potrafią lekko przesunąć się przy poruszaniu głową, ale nie sprawiają wrażenia jakby miały spaść. Raczej nie zapomina się o ich istnieniu podczas odsłuchów, ale z pewnością nie irytują.

l1
l1
l1
Izolacja jest całkiem niezła, nie można jednak zapominać, że to słuchawki półotwarte, więc nie będzie ona idealna. Do zastosowań domowych jest akurat – nie uważam, żeby były to dobre słuchawki przenośne – są zdecydowanie za duże i za ciężkie.

Specyfikacja



Philips Fidelio L1 to:

REKLAMA
final

  • przetwornik 40 mm,
  • pasmo przenoszenia 12 Hz – 25 kHz,
  • skuteczność 105 dB,
  • maksymalne obciążenie 200 mW,
  • impedancja 26 Ohm.

Ze specyfikacji wynika, że L1 to rzeczywiście słuchawki stacjonarno-przenośne – mają dobrą skuteczność i niską impedancję, nie są też zbyt wymagające prądowo – nadadzą się do rozbudowanego zestawu stacjonarnego, jak i telefonu.

Brzmienie



Odsłuchów Fidelio L1 dokonałem na kilku zestawach, między innymi:

  • stacjonarnie ODAC i O2 (neutralne, niepodkoloryzowane i swobodne brzmienie),
  • stacjonarnie FiiO E17 (bliskie neutralności, skonkretyzowane i bezpośrednie),
  • przenośnie na Sansa Clip+ (delikatnie ocieplone, skonkretyzowane i spokojne),
  • przenośnie na FiiO X3 (lekko ocieplone, przestrzenne i muzykalne).

W trakcie testów posiłkowałem się również wzmacniaczem FiiO E12 i DAC/AMP Burson HA-160DS. Wszelkimi interkonektami były przewody Forza AudioWorks Copper Series. Z racji, że L1 są pół-otwarte, prezentują wypadkową obu konstrukcji, przy porównywaniu korzystałem ze słuchawek otwartych i zamkniętych, m.in.: Fidelio M1, Beyerdynamic T1, Sennheiser HD 25-1 II, Sennheiser HD 25 SP BA i Sennheiser HD600. Materiał testowy stanowiła muzyka wielu gatunków w formatach bezstratnych.

l1
Tak jak w modelu M1 granie jest adekwatne do estetyki słuchawek – L1 to również przyciemnione słuchawki, ale nie tak bardzo jak M1. Brzmienie jest większego formatu, bardziej dojrzałe, mniej efekciarskie i basowe, co po części wynika z różnicy konstrukcyjnej.

L1 nie są bezpośrednie – dźwięk dociera do słuchacza z dystansu, zamknięty w całkiem szerokiej scenie o przyjemnej głębi, bez wrażenia osaczenia dźwiękiem czy zbyt bliskiej ekspozycji instrumentów. Dobrze współpracują oba kanały, które mają całościowy charakter i kreują spójną scenę – nie ma efektu osamotnienia poszczególnych kanałów. Wycofanie sopranów i nacisk na cieplejsze pasma powoduje jednak efekt lekkiego koca, przymulenia, przykrycia brzmienia, które jest zmiękczone, nieostre i nieprecyzyjne.

Separacja jest niezła, ale pomiędzy instrumentami brakuje powietrza i swobody, mimo zdystanwowania jest trochę ciasno. L1 potrafią zabrzmieć jednak z zabrudzeniem, prezentując całkiem równe pasmo średnicy, troszkę faworyzujące jej niższe warstwy, ale okolica 1 kHz oraz wyższe pasma są na tyle czytelne, że nie nadają brzmieniu sterylności. Słychać jednak, że słuchawki wybrzmiewają obudową, tak jakby były za mało otwarte. Momentami są sztywne i ograniczone, efektem czego jest również lekkie podpompowanie brzmienia i jego spowolnienie.

Niskie tony mają angażujący, ale zdecydowanie podkoloryzowany charakter – są obłe, masywne, lekko rozmyte, potrafią się czasami przeciągnąć. Daleko im do punktowości, nie są hiperpoprawne, ale za to muzykalne. Średnica wydaje się być jednak troszkę zdominowana przez bas – nie jest nim zalana, ale jakby delikatnie przytkana – wokale są oddalone i brzmią jednowymiarowo. Lepiej wybrzmiewają te męskie, ale brakuje im bezpośredniości – są praktycznie zawsze drugoplanowe, nawet tam gdzie wokaliści stanowią priorytet. Soprany pełnią podobną rolę co średnica – nie można mówić o wiernym odwzorowaniu dźwięku, góry jest mało i absolutnie nie jest szczegółowa. Talerze, łańcuszki i wszelkie perkusyjne przeszkadzajki giną czasami w tle, a jeśli już wybiją się bliżej, to są przygaszone i zmiękczone. To samo tyczy się miotełek perkusyjnych, oklasków, są niskiej jakości – aplauz przypomina szum, brakuje selektywności poszczególnych klaśnięć nawet w audiofilskich realizacjach.

L1 to brzmienie rozrywkowe, muzykalne i podkoloryzowane – daleko im do wierności, szczegółowości. Dobrze sprawdzały się w wielu gatunkach, ale narzucały im swój charakter – w utworach z ekstremalną ilością basu potrafiły się pogubić, lekko zabuczeć i zwolnić. Posiłkując się lekko poetycką metaforą, brzmienie przypomina mi niedostatecznie doświetlone pomieszczenie o pięknym wykończeniu – niby widać jak wygląda i co w nim jest, jest przyjemnie i spokojnie, ale brakuje światła, by dostrzec wszystko lepiej, zauważyć detale i w pełni podziwiać walory miejsca i kunszt dekoratora.

Innymi słowy, zawiodłem się – L1 są dalekie moim preferencjom brzmieniowym. To nie złe słuchawki – mają przyjemny i muzykalny charakter, któremu przyciemnienie nadaje powagi, wyrafinowania. Fani ciepłego i przyciemnionego brzmienia powinni być zadowoleni, spodziewałem się jednak znacznie wyższej jakości.

L1 nie są wymagające – dobrze radzą sobie z przenośnymi odtwarzaczami, lepiej jednak łączyć je z tymi jaśniejszymi lub neutralnymi. Warto również podbić soprany i wyższą średnicę, żeby rozjaśnić przekaz.

Sennheisery HD 25-1 II są zdecydowanie równiejsze i bezpośrednie, a wręcz wydają się ostrzejsze, a na pewno bardziej analityczne i surowe niż L1, którym bliżej do HD 25-1 SP BA, ale 300-ohmowe Sennheisery są bardziej czytelne i precyzyjne, mniej efektowne i lepiej kontrolowane. HD600 nie są może przeciwieństwem L1, ale w porównaniu do Philipsów niezwykle zrównoważone – cechują się znacznie wyższą rozdzielczością, są swobodniejsze, czytelniejsze i bardziej szczegółowe. Beyerdynamic T1, słuchawki półotwarte z zupełnie innej półki cenowej, których właściwie nie powinno się ze sobą zestawiać, ale stanowią one korzystne porównanie na zasadzie kontrastu – T1 przy L1 są ostre, szybkie, dynamiczne, hiperszczegółowe i otwarte/swobodne.

W pewien sposób L1 zbliżają się do Sennheiserów Momentum, które odniosły duży sukces w sektorze słuchawek przenośnych. Te ostatnie są jednak bardziej zdyscyplinowane, szybsze i swobodniejsze w brzmieniu, mimo że to konstrukcja przenośna. Krótko mówiąc – znacznie wyższa klasa brzmienia i wierność po stronie Sennhesierów, słyszalna szczególnie w przekazie niskich tonów.

Wnioski



Philips Fidelio L1 to niezłe słuchawki, ale nie wybitne i nie wyjątkowe. Właściwie nie wyróżniają się niczym szczególnym w sektorze słuchawek z wyższej półki i z modnym designem (Sennheiser Momentum, Beyerdynamic Custom One Pro, Beyerdynamic T70p, Phiaton MS400). Z rodziny Fidelio wolałbym model M1, który kreuje bliższą scenę, ma lepszą dynamikę, ciekawie kontrolowany bas i jakby większą dyscyplinę brzmienia, nie jest jednak tak przestrzenny. Fani przyciemnionego brzmienia i przeciwnicy ostrości mogą być zadowoleni, ale i tak L1 polecam z jaśniejszymi źródłami.

l1
Mam wrażenie, że L1 miały być jednocześnie wyrafinowanymi i rozrywkowymi słuchawkami, przenośnymi i stacjonarnymi, otwartymi i zamkniętymi – chyba postawiono poprzeczkę za wysoko…

Zalety:+ dobre wykonanie
+ bardzo dobra ergonomia
+ ciekawa stylistyka
+ muzykalne brzmienie o dobrej scenie


Wady:
– niska szczegółowość i rozdzielczość
– słabe soprany (przymglenie brzmienia)

Sprzęt dostarczył:


Sprawdź aktualne ceny

REKLAMA
hifiman

6 KOMENTARZE

  1. Posiadam L1 i są bardzo kiepskie (jakość wykonania mojego egzemplarza słaba – dobre materiały) a grają jak dobre słuchawki
    za 100zł zupełna porażka, (porównywałem z SHP2000)

  2. Fidelio L1 to jedyne słuchawki, w których słuchanie muzyki sprawia przyjemność w długich odsłuchach. Miałem kilka innych słuchawek i już po paru minutach wymiękałem, szczególnie po tych „szczegółowych”. Krew z mózgu… Ja ze swoich Fidelio jestem zadowolony. Podłączone do Fiio E7k grają dużym, dynamicznym, przyjemnym, ocieplonym dźwiękiem z trochę zbyt skupioną sceną nie męcząc jednak przy tym narządu słuchu. Nie są skalpelem tnącym każdy dźwięk na metaliczny pył… Podobno wymiana kabelka pomaga zmienić brzmienie. Proponuję założyć srebro by je rozjaśnić …Hmm…
    Pozdrawiam
    Toamsz

  3. Słuchawki grają wyśmienicie po wygrzaniu przy najmniej 100 godzin choć są tacy co wygrywają 400.BRZMIENIE IWYKONANIE SĄ REWELACYJNE.
    Reenzja wprowadza w błąd.SĄ TO SŁUCHAWKI HIGH ENDOWE DO SPRZĘTU WYSOKIEJ KLASY NP: IBASSO DX90 Wtedy pokazują pełnię możliwości.Zmęczenie słuchu – zerowe Mam wiele par słuchawek z wyższej półki i fidelio na pewno nie ustępują najlepszym

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj