Użytkowanie



Urządzenie jest dosyć grube i nie najlżejsze, ale wciąż należy do tych zgrabnych i wygodnych – zmieści się w każdej kieszeni, choć może się wyraźnie odznaczać.

Przyciski mocno odstają ponad obudowę, mają wyraźny klik i sprężysty odskok. Są łatwo wyczuwalne pod palcami, ich pokrywy zostały zaokrąglone, ale i tak wyczuwalna jest dosyć ostra krawędź.

Brak oznaczeń przycisków nie sprawia żadnego problemu – nawigacja jest prosta, chociaż mocno anarchiczna – trzeba liczyć się z wielofunkcyjnością danego przycisku w zależności od czasu przytrzymania i aktualnie wybranego menu.

Środkowy przycisk służy włączaniu i wyłączaniu odtwarzacza oraz potwierdzaniu wyboru, którego dokonuje się klawiszami z lewej i prawej strony. Przyciski boczne przewijają listę z czterema pozycjami:

  • aktualnie odtwarzane,
  • biblioteka muzyki,
  • pliki,
  • ustawienia.

Przyciski góra/dół służą nawigacji w menu ustawień i biblioteki oraz regulacji głośności (30 stopni). Ta ostatnia działa też z poziomu menu ustawień, choć wówczas przyciski trzeba przytrzymać nieco dłużej. Ustawienia pozwalają na konfigurację czasu wyłączania ekranu i urządzenia, trybu odtwarzania itp., choć ogólnie opcji nie ma zbyt wiele. W opcjach języka można wybrać polski, ale tak naprawdę to dziwny miks czeskiego z rodzimymi wstawkami, szeregami spacji i losowych znaków.

Na ekranie odtwarzania, patrząc od góry, wyświetlane są informacje na temat: stanu baterii, trybu odtwarzania, obecności karty pamięci, głośności. W dolnej części pokazywany jest czas wraz z numerem utworu oraz liczbą wszystkich utworów w danej lokalizacji. Przytrzymanie środkowego przycisku przenosi do menu – trzeba jednak uważać, gdyż przy delikatnie dłuższym przyciśnięciu odtwarzacz zostanie wyłączony, ale po chwili wprawy można tę sztukę opanować.

Ogólnie nawigacja nie jest zła, ale trzeba liczyć się z oczekiwaniem na przewijanie nazw albumów i utworów oraz sporą ilość kliknięć w wyszukiwaniu preferowanej muzyki – ekran mieści trzy linijki, a przewijanie tytułu jest powolne. Urządzenie obsługuje się jednorącz, można też bezwzrokowo. Odnośnie wyboru muzyki to lepiej sprawdza się korzystanie z przeglądarki plików, która pozwala na przeglądanie pamięci wbudowanej i zewnętrznej, mimo że nie wyświetla zawartości alfabetycznie. Widok biblioteki umożliwia natomiast wyszukiwanie za pomocą kryterium tagów – tam już wszystko jest po kolei, zgodnie z obraną klasyfikacją.

Z obsługą plików nie ma problemu, jedynie przy przełączaniu niektórych utworów czasami słychać dziwne bzyczenie. Właściwie odtwarzacz ma tylko jedną znaczącą wadę użytkową, czasami wysoce frustrującą, mianowicie korzystając z karty pamięci odtwarzacz przy każdym włączeniu odświeża bibliotekę plików, co w przypadku karty 32 GB trwa około 5 minut. Dobrze byłoby też by wyłączenie urządzenia odbywało się po znacznie dłuższym przyciśnięciu włącznika – zdarzało mi się to przez przypadek, a po ponownym włączeniu witała mnie znowu kilkuminutowa aktualizacja biblioteki. Mam nadzieję, że przyszłe wersje oprogramowania wyeliminują wspomniane problemy, może pojawi się też funkcja korektora.

REKLAMA
final

Specyfikacja


  • pasmo przenoszenia: 10 Hz – 25 kHz,
  • moc: 80 mW na kanał przy 32 Ohm,
  • SNR: 96 dB,
  • Pamięć wewnętrzna: 4 GB,
  • czytnik kart: maks 64 GB microSDXC,
  • bateria: litowo-jonowa 2000 mAh,
  • czas pracy: do 85 h (głośność 3/30),
  • technologia oszczędzania energii,
  • obsługiwane formaty MP3, WMA, WAV, FLAC, AAC, OGG,
  • ekran: OLED, 1 cal, rozdzielczość 128×64,
  • wymiary: 81,85mm x 50 mm x 20,65 mm,
  • waga: 140 g.

Duże wrażenie robi czas pracy, choć przy większości słuchawek głośność trzeba ustawić na 50-80%, a wtedy czas pracy znacznie się skraca. Mimo to i tak wynik jest bardzo dobry – około 20–30 godzin, czyli dwukrotnie dłużej niż odtwarzacze iBasso, FiiO lub Astell&Kern.

Martwi trochę stosunek sygnału do szumu – nie jest najniższy, ale w niektórych przypadkach, np. IEM-ów o wysokiej skuteczności, słychać szum w cichych partiach muzyki (podczas nawigacji jest cisza). Mocy zabrakło tylko w jednym przypadku, i to z albumem o bardzo cichej realizacji, a sytuacja dotyczyła Etymotików ER4S, czyli IEM-ów o wysokiej impedancji i niskiej skuteczności.

Brzmienie



Wycisnąłem z urządzenia siódme poty – miałem akurat pod ręką sporo wymagających słuchawek i wzmacniaczy z różnych półek cenowych.

Platforma testowa

  • Słuchawki: Audeze LCD-2, Denon AH-D600, AKG K550 i K545, Brainwavz HM5, Takstar TS671, Etymotic ER4S i ER4P, Westone W20 i W40, HiFiMAN RE-400
  • Źródła: ODAC, iBasso DX50, FiiO E18, Audiolab M-DAC i Q-DAC
  • Wzmacniacze: O2, JDSLabs C5, FiiO E12, Vorzüge VorzAMP duo, iBasso T5
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series

Odtwarzacz oferuje zaskakująco dobre brzmienie – w sumie producent nie przesadza w pochwałach. Studio V to brzmienie neutralne w barwie o wysokiej rozdzielczości, któremu towarzyszy obszerna scena, kreowana głównie w głębi stereofonii z czarnym tłem. Mimo iż barwa odtwarzacza jest równa i uniwersalna, to poprzez wyjątkową głębię i przyciemnienie sceny potrafi on być mroczny. Specyfika brzmienia przechyla się lekko w stronę analityczności, ale nie ujmuje muzykalności – jest elegancko i z „rozmachem”, a dźwięk ma większy format niż mogłoby się wydawać.

Niskie tony są swobodne, nie ma problemów z brzmieniem punktowym, średnicowym, zwartym i obłym, ale w basowych brzmieniach mocno słychać dół nawet na Etymotic ER4S, które często skąpią w tym aspekcie. Na Studio V zyskały w wielu momentach sporego dociążenia, ale tylko tam, gdzie jest to zawarte w utworze.

Nie mam zastrzeżeń do średnicy – odtwarzacz pozostawia swobodę słuchawkom, nie wypycha jej. Sopran jest jednak mniej swobodny niż bas, mocniej kontrolowany i niejako zdyscyplinowany, ale tony wysokie są wciąż prezentowane w sposób neutralny – jest ich dokładnie tyle ile trzeba, nie są wyostrzone ani ograniczone.

Duże wrażenie robi scena – nawet słuchawki nieefektowne w tym aspekcie potrafią zaskoczyć. Brzmienie lekko się dystansuje, mocno dzieli się na dwa kanały – efekty stereofoniczne również są bardzo kontrastowe. Etymotic ER4S brzmią na Studio V znacznie szerzej i głębiej, ale brzmienie rozkładane jest głównie w warstwach stereofonii, głęboko od każdego ucha. Scena nie jest mocno napowietrzona, ale separacja stoi na wysokim poziomie, w efekcie czego odtwarzacz nie jest wyjątkowo bezpośredni, ale ekspozycja instrumentów jest wystarczająco czytelna by czuć się blisko muzyki, jednocześnie nie będąc osaczonym przez brzmienie.

Dla porównania, iBasso DX50 brzmi trochę niższą rozdzielczością, jaśniej i ostrzej w skrajnych pasmach, nie ma też tak ciemnego tła sceny. Inaczej generuje on też przestrzeń – jest bardziej bezpośredni, nie ma tak efektownej głębi stereofonii, ale oba kanały wydają się generować wspólną scenę, która jest bardziej zróżnicowana na płaszczyźnie góra-dół oraz tył-przód. DX50 wydaje się być bardziej „kolorowy”, jakby mniej naturalny w brzmieniu i lekko skompresowany. Jakościowo wypada trochę niżej, ale przy Studio V nie ma się czego wstydzić. Określiłbym DX50 jako brzmienie „weselsze” i mniej ambitne.

Studio V w kontekście sceny bardziej przypomina mi Astell&Kern AK120 – brzmienie rozkładane jest na linii lewa-prawa, trafia jakby wprost do uszu. Popularny “kałach” brzmi jednak bardziej precyzyjnie w niskich tonach, ale te wysokie w obu przypadkach są na zbliżonym poziomie. Dla mnie AK120 jest cieplejszy i bardziej naturalny, a tym samym bezpośredni i nie tak mroczny jak Studio V.

Testowany DAP HiSoundAudio oferuje bardzo uniwersalne brzmienie o wysokiej jakości – silne, czyste i swobodne. To bardzo dobra podstawa dla wielu słuchawek – odtwarzacz poradził sobie świetnie w większości konfiguracji. Dla przykładu, Audeze LCD-2 słuchało się bardzo przyjemnie, nie było problemów z rozdzielczością i mocą. Takstary TS671 jakby jeszcze bardziej przyciemniły scenę, ale pozostały niezwykle muzykalne i relaksujące. Nie było problemów z IEM-ami dynamicznymi i armaturowymi – Westone W40, które w wielu konfiguracjach są dla mnie za ciemne, na Studio V zaprezentowały bardzo czytelne brzmienie o wysokiej rozdzielczości.

HiSoundAudio Studio V i wzmacniacze

W odtwarzaczu funkcję wyjścia liniowego po ustawieniu maksymalnej głośności pełni wyjście słuchawkowe. Takie rozwiązanie sprawdza się bardzo dobrze, właściwie w większości przypadków zewnętrzny wzmacniacz nie jest potrzebny, chyba że potrzeba modulacji brzmienia.

Studio V pozwala rozwinąć skrzydła tak wzmacniaczom, jak i słuchawkom. Bardzo przyjemnie brzmiało połączenie z JDSLabs C5, gdzie dźwięk stał się cieplejszy i bardziej bezpośredni niż z samego odtwarzacza. Vorzüge VorzAMP duo zabrzmiał ze Studio V jakby jeszcze bardziej przestrzennie, bardziej naturalnie, ziarniście i mniej obficie w niskich tonach, jaśniej i bardziej precyzyjnie – to chyba najlepsza konfiguracja ze wszystkich, jakich słuchałem.

HiSoundAudio Studio V jako wzmacniacz

To nietypowa funkcja, którą rzadko można spotkać w odtwarzaczach muzyki. Tutaj również odtwarzacz poradził sobie bardzo dobrze, brzmiąc z ODAC-iem bardzo podobnie jak sam z wyjścia słuchawkowego. Brzmienie jednak się przybliżyło, a scena bardziej zróżnicowała wysokościowo – Etymotic ER4S zaczęły brzmieć wysoko nad głową, co zdarza się im rzadko. Z iBasso DX50 wzmacniacz Studio V zabrzmiał bardziej efektownie i bezpośrednio, również nie miałem podstaw do narzekania. W niektórych konfiguracjach wzmacniacz potrafi jednak eksponować szumy.

Podsumowanie



HiSoundAudio Studio V pod niepozorną, chociaż pancerną obudową, kryje duże możliwości, z chęcią używałbym go na co dzień. To wysoka półka – stawiałbym go obok odtwarzaczy spod szyldu Astell&Kern, ma jednak trochę inną specyfikę. Efekt lekko psują małe problemy użytkowe – uparte skanowanie biblioteki utworów przy włączaniu i przypadkowe wyłączenia urządzenia przy obsłudze środkowego przycisku. Producent osiągnął jednak wyznaczone założenia – w Studio V brzmienie jest najważniejsze, choć nieznacznie traci na tym obsługa, co jednak powinno zostać wyeliminowane poprzez aktualizacje oprogramowania.

Zalety:
+ brzmienie o wysokiej rozdzielczości, neutralne, przestrzenne z czarnym tłem sceny i efektowną głębią
+ pancerne wykonanie
+ prosta obsługa
+ długi czas pracy na baterii
+ bardzo dobry z wzmacniaczami i jako wzmacniacz


Wady:
– dosyć gruba obudowa
– wady użytkowe oprogramowania
– w niektórych konfiguracjach lekkie szumy

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
fiio

2 KOMENTARZE

  1. Testowałem AK100 na pierwszych wersjach oprogramowania, które podobno ograniczały jego możliwości dźwiękowe. Teraz różnica AK100 vs AK120 według użytkowników nie jest duża. Zatem gdybym miał porównywać brzmienie Studio V do AK120 wybrałbym odtwarzacz Astell&Kern – jego brzmienie było dla mnie bardziej naturalne i precyzyjne, a do tego opcja PRO EQ nadawała mu analitycznego charakteru, w razie potrzeby. AK100 również wyposażono w opcję PRO EQ, jest też DACem USB, więc wydaje się ciekawszy.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj