Odtwarzacz HiSoundAudio Studio V to produkt specyficzny, okrojony ze wszystkich zbędnych funkcji. Producent skupił się na jakości dźwięku, który ma być bezkompromisowy. Cóż, w końcu za 1400 zł można już oczekiwać brzmienia klasy premium.
Opakowanie i akcesoria
Odtwarzacz dostarczany jest w usztywnianym kuferku, obszytym sztuczną skórą z wyraźnym białym szwem na obrzeżach, który przypomina trochę ten ze słuchawek Astell&Kern AKR01. W środku odtwarzacz umieszczony jest w sztywnej piankowej formie, wraz z akcesoriami: instrukcją, ulotkami, kablem USB, adapterem sieciowym oraz słuchawkami dousznymi.
Adapter sieciowy prezentuje się przeciętnie – potrzebna jest przejściówka na europejski standard. Kabel USB wygląda nieźle – ma 120 cm, więc ładowanie i transfer muzyki nie będą wymagały gimnastyki. Słuchawki, mimo cienkiego kabla, wykonane są dobrze – to model PAA-1 z ciekawie wyprofilowaną i gumowaną obudową przetworników. Ich brzmienie jest typowe dla pchełek, ale mają wzmocnione niskie tony, czego często brakuje w tego typu konstrukcjach.
Konstrukcja i stylistyka
Odtwarzacz wygląda bardzo oryginalnie, wręcz hipstersko… Studio V 3rd Anniversary to wykonany ze szczotkowanego aluminium, prawie jednolity, lekko zaokrąglony, pancerny metalowy klocek. Ma on wymiary około 80 x 50 x 20 mm, jest zgrabny, ale czuć jego wagę. Odtwarzacz mieni się na delikatny złoty kolor, ale w zależności od światła wydaje się czasami lekko brzoskwiniowy.
Na froncie umieszczono jednocalowy wyświetlacz OLED 128×64 pikseli wpuszczony głęboko w obudowę, pod nim wygrawerowane oznaczenie modelu, a jeszcze niżej 5 nieoznaczonych przycisków, ułożonych w cztery wierzchołki rombu z piątym, największym przyciskiem umieszczonym pośrodku.
Dolna ścianka zawiera dwa gniazda, tym razem podpisane – miniUSB oraz czytnik kart microSD. Po przeciwległej stronie znajdują się kolejne dwa złącza – wyjście słuchawkowe (pełniące też funkcję line outa) oraz wejście liniowe, pomiędzy którymi umieszczono szczelinę resetu.
Na plecach urządzenia znajduje się szklana tafla z lustrzanymi bokami – w centralnej części wyeksponowano szczotkowaną fakturę aluminium wraz z oznaczeniami klasy wzmacniacza oraz modelu.
Wykonanie jest bardzo solidne – nie ma co się martwić o trwałość odtwarzacza, byleby nie nosić go w kieszeni z kluczami. Urządzenie jest wyjątkowo proste, początkowo miałem mieszane odczucia, ale Studio V w końcu mnie do siebie przekonał. Wygląda trochę topornie, ale również biżuteryjnie, ciekawie połyskując. Widać, że to droższa zabawka, która z pewnością przyciąga uwagę i intryguje.
A gdybyś miał go porównać do AK100, to który wg. ciebie jest lepszy?
Testowałem AK100 na pierwszych wersjach oprogramowania, które podobno ograniczały jego możliwości dźwiękowe. Teraz różnica AK100 vs AK120 według użytkowników nie jest duża. Zatem gdybym miał porównywać brzmienie Studio V do AK120 wybrałbym odtwarzacz Astell&Kern – jego brzmienie było dla mnie bardziej naturalne i precyzyjne, a do tego opcja PRO EQ nadawała mu analitycznego charakteru, w razie potrzeby. AK100 również wyposażono w opcję PRO EQ, jest też DACem USB, więc wydaje się ciekawszy.